W takich okolicznościach, w czasie pobytu Ludwika Narbutta w ostatniej klasie gimnazjum wileńskiego, spełnić się miał pierwszy jego czyn polityczny, pierwsza ofiara dla Ojczyzny. Pod wpływem gorących dysput patrjotycznych z kolegami Narwojszem i Bokszańskim na temat ostatnich wypadków i egzekucji Romera, który był przyjacielem domu Narbuttów, w listopadzie 1850 roku Ludwik powziął zamiar utworzyć w gimnazjum wspólnie z zaufanymi kolegami „Stowarzyszenie Patrjotyczne”, mające na celu wywołanie powstania zbrojnego w kraju.
W początkach grudnia tegoż roku rozpoczął akcję i uświadamiania patrjotycznego swoich kolegów gimnazjalnych. Dla łatwiejszej i bezpieczniejszej pracy w tym kierunku zaprosił ich do swego mieszkania, ustalając do rozpoznania przyszłych spiskowców, jako hasło, wyrazy „Orzeł i Krzyż”. Koledzy jego, uczniowie Goworczewski i Podhorecki, z dziecinnej lekkomyślności opowiedzieli o tych zamiarach inspektorowi szkolnemu, wskutek czego tuż przed Bożem Narodzeniem o północy policja z wojskiem otoczyła mieszkanie Narbutta i tu go aresztowała, znajdując przy rewizji kartkę przez niego pisaną do kolegi z podpisanem hasłem „Orzeł i Krzyż”. Dalsze dzieje tych wypadków podajemy na podstawie relacji ustnej Ludwika Narbutta: „Wsadzony zrazu do ciasnego i ciemnego więzienia, po kilku dniach ujrzał wchodzącego do siebie ówczesnego wielkorządcę Litwy gen. Bibikowa; ten, oświadczając politowanie nad młodziutkim więźniem, kazał go do obszernej i wygodnej przeprowadzić celi, skąd po nowych dniach kilku stawiony był przed generał-gubernatorem. Pogróżki i obietnice kolejno następowały po sobie, a gdy młodzieniec niczego wyznać nie chciał i stawił się śmiało, odprowadzono go do prawdziwego lochu. W ciemnościach, które go otoczyły, zdało się Ludwikowi, że trafił na kości ludzkie, młoda wyobraźnia przedstawiła mu w nich relikwie narodowego męczennika, ukląkł przed niemi i z rozrzewnieniem je ucałował, poczuwszy się silniejszym niż kiedy na duchu, ale tygodnie wlokły się w tem wilgotnem więzieniu. Bibikow kilkakroć upewniał młodzieńca, że tylko dla dopełnienia aktów potrzebuje przyznania się z jego strony, iż on tę karteczkę pisał; słowem generalskiem zaręczał, że się nic jemu i jego towarzyszom nie stanie. Zmęczony więzieniem, odurzony obietnicami j przysięgami wielowładnego pana, wyznał nareszcie młodzieniec, że był autorem tej nieszczęsnej kartki. Na dowód prawdziwości słów generała zmieniono mu zaraz więzienie, dano znowu suchy, światły i obszerniejszy pokoik, pozwolono nawet widywać się z młodszym bratem, ale tymczasem posłano akta do Petersburga…” Dochodzenia rzekomo potwierdziły jego winę, ponieważ niemal wszyscy „spiskowcy”, członkowie niedoszłego stowarzyszenia w obronie własnej obwinili Narbutta, że jedynie pod wpływem jego gróźb brali z nim udział w tych rozmowach i zamiarach, lecz nie tylko się nie zgodzili wziąć udział w tem stowarzyszeniu, nie zachęcali go do tego i w niczem mu nie pomagali, lecz sami chcieli donieść o tem władzy, co wykonali za pośrednictwem swych kolegów Groworczewskiego i Podhoreckiego…
Narbutt kategorycznie twierdził, że „do chwili jego aresztowania były tylko rozmowy i próżne debaty, ale nie przedsięwzięto żadnych konkretnych zamiarów i środków, dotyczących działania w tej sprawie; namawiając swych kolegów nikomu gróźb nie czynił i że w ogóle jedynym czynem w tej sprawie było przyjęcie… hasła, t. j. wyrazów „Orzeł i Krzyż”; że oni chcieli tylko wypróbować, jak się ten spisek rozwinie wśród kolegów”. Przeprowadzona szczegółowa rewizja zarówno u Narbutta, jak i u jego kolegów, obciążających dowodów nie wykazała. Komisja śledcza nad więźniami politycznymi przy generał-gubernatorze wileńskim dnia 24 lutego 1851 r. postawiła wniosek, że: „w sprawie niniejszej jest winien uczeń Ludwik Narbutt, który według własnego i swych kolegów zeznania, namawiał ich do zbrodniczych pomysłów i szerzył wśród nich szkodliwe pogłoski, wskutek czego uważając go winnym i podlegającym za takowe czyny surowej karze, uważa za obowiązek oddać to do rozpatrzenia gen. gubernatorowi wileńskiemu”. Generał-gubernator wileński w sprawie Narbutta, z uwagi na jego niepełnoletność, wyjednał u cara zatwierdzenie o wyroku, skazującego go za „rozpowszechnianie wśród kolegów szkodliwych politycznych pogłosek”… na „karę chłosty rózgami i oddanie do służby wojskowej bez utraty tytułu szlacheckiego z przeznaczeniem do jednego z pułków VI korpusu piechoty z warunkiem, aby był oddany pod surowy dozór”. Wskutek tego Narbutt z rozporządzenia generał-gubernatora wileńskiego w dniu 29 marca 1851 r. poddany został haniebnej egzekucji, na którą umyślnie sprowadzono do Wilna jego rodzinę w charakterze świadków; zebrano także wszystkich starszych uczniów, kolegów gimnazjalnych Ludwika, by asystowali tej uroczystości. Egzekucja odbyła się w gmachu gimnazjalnym. Po odczytaniu cesarskiego wyroku wyliczono Ludwikowi przepisaną chłostę – 25 rózeg, którą młodzieniec zniósł mężnie. Po egzekucji, żegnając się z rodzicami, upadł im do nóg z prośbą o błogosławieństwo na dalszą smutną drogę życia. Nazajutrz, t. j. 30 marca, jeszcze przed wschodem słońca wywieziono go potajemnie z Wilna tak, że rodzina nawet nie mogła z nim się pożegnać. Odwieziono go do Kaługi, do „miejsca jego przeznaczenia”.
Źródło: Ludwik Narbutt. Życiorys Wodza w powstaniu styczniowem na Litwie.
Opracował: por Władysław Karbowski, 1933 – 1935
Wydawnictwo: 76. Lidzki Pułk Piechoty im. Ludwika Narbutta