Narbuttowie mieli liczną rodzinę, pięciu synów: Ludwika, Aleksandra, Franciszka, Bolesława i Stanisława, oraz trzy córki: Joannę, późniejszą Kuncewiczową, Amelję, późniejszą Stryjeńską i Teodorę, która, poślubiwszy Monczuńskiego w lat kilka owdowiała.
Z synów Teodora zasłynął na całą Litwę Ludwik, którego pamięci te karty poświęcamy. Imię jego chlubą okryte, jako wodza powstańców w 1963, rozbrzmiewało szeroko we wszystkich zaborach kraju i zapisało się zaszczytnie w dziejach ówczesnej walki za ojczyznę, jako człowieka idei i znakomitego partyzanta. Z braci Ludwika udział w powstaniu brali też Bolesław i Franciszek. Ostatni walczył w Królestwie, w szeregach Langiewicza. Gorącą i czynną patrjotką była siostra Ludwika – Teodora Mończuńska, prawa niejako ręka Ludwika. Służyła ona sprawie narodowej z zupełnem zaparciem się siebie. Wracając do szczegółów, charakteryzujących życie domowe w Szawrach, musimy dłużej się nad niemi zastanowić, one to bowiem wpłynęły od kolebki na urobienie duszy Ludwika i późniejszych jego myśli i dążności.
Ludwik Narbutt przyszedł na świat w Szawrach. Datą jego urodzin wedle ksiąg metrycznych w Naczy był 31 sierpień 1832 r. Tradycja jednak rodzinna mówi, iż bohater nasz urodził się w 1831 r. w chwili największej zawieruchy krajowej. Matka Ludwika, nosząca go podówczas w swem łonie, przechodziła całą gamę uczuć, od upojeń radości i nadziei na widok przechodzącego przez Szawry oddziału Giełguda – do bolesnych później zawodów. Wstrząśnienia te przypuszczalnie musiały oddziałać na dziecko. Z mlekiem matki ssał potem gorycz narodowych bólów. Z jej piersi czerpał miłość do kraju, która później stała się przewodnią ideą jego życia. W niemowlęctwie kołysały go smętne piosenki patrjotyczne cichu nucone. W dzieciństwie słyszał wokoło szeptane nazwiska ludzi, jak Konarski, Rhóer, Wołowicz i inni, łączono je z takiemi wyrazami, jak więzienie, rozstrzelanie, szubienica, zesłanie na Sybir…
Były to pierwsze niemal wyrazy, które mocno utkwiły w głowie dziecka, chociaż ich doniosłości na razie nie rozumiał. Słyszał też ubolewania i gawędy o zniesieniu Unji, o smutnej działalności Siemaszki i t. p. Piastunka opowiadała mu o term wszystkiem przerażające historje o strasznem prześladowaniu tych wszystkich, co na „prawosławje” przejść nie chcieli, o biciu ich nahajkami, wywożeniu na Sybir i zabieraniu przemocą kościołów unickich na cerkwie.
Powiat Lidzki należał podówczas do guberni grodzieńskiej, którą po 1831 r. rządził znany potem ze swego okrucieństwa, jako satrapa wileński – Murawjew. Zaprawiał się on tu do następnych czynów… stąd i w powiecie lidzkim były większe prześladowania, niż gdzie indziej. Niejednokrotnie dzwonki kibitki rozbrzmiewały i w Szawrach, stąd porywano ojca Ludwika – Teodora i wieziono go do Wilna, gdzie musiał się tłumaczyć z racji swych artykułów w Kurjerze, za udział swój dawniejszy w Towarzystwie szubrawców i za inne, tym podobne zbrodnie. Niewoląc jednak urzędników, wedle starego przysłowia, papką i solą umiał historyk Litwy obronić się od zarzutów i wracał szczęśliwie do domu, gdzie go z nieopisaną radością witała rodzina… Rok 1840-ty nowym w Litwę uderzył ciosem. Ukazem z dn. 9 września skasowano jej dawne prawa cywilne, jej Statut Litewski…
Dotąd sądy cywilne były jawne. Spraw bronili adwokaci, urzędnicy byli obieralni, dekrety i akty sądowe pisały się po polsku… Teraz wprowadzono język rosyjski i procedurę tajną. Z nią weszło przekupstwo i demoralizacja urzędników. Smutek starszych przygnębiał serce dziecka. Nie rozumiejąc dobrze jego znaczenia, odczuwał jednak krzywdę… chciał się bronić… umysł jego pracował stale, a na jego dziecięcem czole palec Boski wyrył piętno ofiary i męki… W świecie dziecięcymi najbardziej się zespoliła czwórka rodzeństwa, złożona z Ludwika, Bolesława, Franciszka i siostry Teodory. Przewodził jej Ludwik, nad wiek swój rozwinięty.
Dzieci miały wielkiego przyjaciela w niejakim Geratowskim, który od r. 1831 bawił w Szabrach w roli rezydenta. Skąd się wziął, kim był, jak się istotnie nazywał, nie wiedział nikt… Tajemnica przechowała się do jego śmierci i z nim razem w grobie zamknęła… Geratowski uczył trochę dziatwę. Opowiadał też jej ciekawe rzeczy z przeszłości, zwłaszcza z 1831 r. Często też na tem tle rozwijały się dziecinne zabawy w odległym kącie ogrodu. Dzieci wraz z Geratowskim bawiły się w wojnę. Ludwik występował w roli Kościuszki, Bolesław bywał jego adjutantem, a siostra Teodora Platerówną. Zmęczone bieganiem siadały potem dzieci na dużymi kamieniu i po swojemu rozstrzygały kwestję męczeństwa i cierpień kraju i narodu.
– A co by było, gdybym was zdradziła? – spytała raz Teodora braci.
– Wyrzekłbym się ciebie – zawołał Bolesław.
– A jabym cię własną ręką zabił – wyrzekł poważnie Ludwik.
Historyk Litwy Teodor Narbutt kochał bardzo swe dzieci, pieścił je i odrywając się od pióra opowiadał im o Napoleonie, o roku 1812 i swoich w nim przygodach, co bardzo młodzież zajmowało. Ze strychu ściągano walizę ze skóry Siwki, w której stary napoleonista chował swe z owych czasów pamiątki. Wydobywał je ze czcią, rozkładał wokoło siebie i przypatrywał się im wzruszony, ze łzą w oku, jak relikwjom.
Dzieci niemniej wzruszone, dotykały je z czcią i do ust podnosiły. Najbardziej rozrzewniał Teodora mundur stary, którego wyblakłe sukno i błyszczące jeszcze szlify budziły w nim wizje z r. 1812 z czasów młodości i nadziei. Uczcił nawet „starego przyjaciela”, jak zwykł mundur swój nazywać, wierszem, tak się zaczynającym:
„Kiedy wszystko straciłem przez krajowe burze,
Tyś mi jeden pozostał, mój stary mundurze!
Błyszczałeś na mnie wówczas, gdy w kraju potrzebie
Narażałem na ciosy i siebie i ciebie.
Znikły piękne dni nasze, jak dym w nocnych cieniach
Lecz ten jeszcze szczęśliwy, kto żyje we wspomnieniach”.
Żył też w nich i upajał się niemi do najpóźniejszej starości, powtarzając często „O roku! Kto cię widział w naszym kraju”… Dzieła Mickiewicza, jak Pan Tadeusz, Dziady i inne kursowały podówczas przeważnie w odpisach, gdyż druk ich był zabroniony. Dzieci jednak Narbuttów całe z nich ustępy umiały na pamięć, chwytając w lot, co głośno czytali rodzice, lub deklamował Geratowski. Dnia pewnego, gdy matki w domu nie było, drogą, po za ogrodem przeciągał szwadron rosyjski.
Dzieci postanowiły spełnić w swem mniemaniu czyn bohaterski: zamanifestować głośno swe narodowe uczucia. Wpadłszy więc w krzaki porzeczek i agrestu przy płocie koło drogi – całą siłą swych drobnych piersi zanuciły: Jeszcze Polska nie zginęła. Pewne były, że je za to powieszą… gotowały się na śmierć męczeńską… ale szwadron przeciągnął, nie zwróciwszy na śpiew żadnej uwagi, co zdetonowało bardzo młodocianych patrjiotów.
W długie wieczory zgromadzała się czeladź domowa i śpiewano wspólnie „godzinki”, lub pieśni kantyczkowe. Czasem p. Teodorowa mając czysty i silny głos odśpiewywała z kucharzem Karolem, obdarzonym dobrym basem, duet „walka Anioła z szatanem”, Pani Monczuńska, której te wszystkie szczegóły domowego życia w Szawrach zawdzięczamy, mówi, iż wszystkie opery i artyści sławni, których słyszała, nie wywarli na niej tak potężnego wrażenia, jak ten skromny duet w Szawrach z jej lat dziecinnych. Gdy Ludwik doszedł do lat chłopięcych oddano go do szkół w Lidzie. Systematyczna jednak nauka nie mogła go wyczeźwić z patrjotyczaych upojeń. Przebywając w domu na święta, lub wakacje uczucia te wybuchały silnej.
Stojąc przed matką deklamował jej nieraz: „o Matko Polsko”… a ona płacząc dłonią mu zakrywała usta i tuląc do piersi głowę jego całowała. Razu pewnego Ludwik jej rzucił: „będę mamo, albo wielkim człowiekiem, albo zbrodniarzem”.
Matka drżała z trwogi o tego ukochanego, czując, iż wisi nad nim jakiś fatalizm, który go jej wydrzeć może.
ZOFJA KOWALEWSKA
DZIEJE POWSTANIA LIDZKIEGO
WSPOMNIENIE O LUDWIKU NARBUCIE
Odbitka z „Dziennika Wileńskiego”